wtorek, 25 września 2012

Co Wy na to?

Witajcie! Na kilka dni zniknęłam z blogosfery, zdjęła mnie choroba i dopiero teraz zaczynam być na chodzie. Czytałam też nieco mniej, stąd i niezbyt wiele materiału na recenzje. Kiełkuje mi poza tym w głowie, na skutek długich przemyśleń, koncepcja zakładająca całkowite przemeblowanie mojego kawałka internetu (a raczej na ten moment kilku jego części...), a jeżeli do tego dojdzie, ogromne zmiany obejmą również niedoczytanie
Abstrahując od tego, wpadł mi do głowy pewien pomysł (o którym zresztą napomknęłam już przy okazji ostatniego stosiku). Otóż postanowiłam rzucić sobie samej wyzwanie. 
Zadanie polega na przeczytaniu kilku książek, do których nigdy, przenigdy normalnie bym nie zajrzała. Powód nieczytania może być absolutnie dowolny, od oczywistego po najbardziej absurdalny. 
Na mojej liście jak do tej pory wylądowały następujące tytuły:
  1. S. Meyer, Zmierzch - zarzekałam się setki razy, że nie tknę. Przeczytałam dwie pierwsze części i czuję, że reszcie chyba nie podołam...
  2. N. Sparks, Pamiętnik - na romanse jestem wręcz uczulona. Nie czytałam jeszcze, ale autor często przewija się u Was pośród wielu superlatyw, mam nadzieję, że nie będzie bolało. 
  3. E. Tkaczyszyn-Dycki, cokolwiek z jego twórczości. Poezję lubię czytać i całkiem nieźle sobie z nią radzę, ale on... Próbowałam już raz i było to spotkanie tragiczne.  I przymusowe. Rozminęłam się z nim koncertowo, ale może jednak?
  4. A. Coelho, Alchemik - kiedyś próbowałam. I bardzo skutecznie wyparłam z pamięci. 
Życzcie mi powodzenia, a kto chce, niechaj dołącza!

wtorek, 18 września 2012

O tym, co się dzieje, gdy kupuje się kota w worku... ["Kocie worki" Joanny Chmielewskiej]

Tytuł: Kocie worki
Autor: Joanna Chmielewska
Wydawnictwo: Kobra
Rok wydania: 2004

Pewnie już wielokrotnie wspominałam, że uwielbiam Chmielewską, a Wszystko czerwone to mój książkowy hit wszech czasów. Kocie worki są luźną kontynuacją wydarzeń z tamtej powieści. 

Oczywiście wszystko dzieje się w duńskim domu Alicji. Joanna przyjeżdża do niej na kilka dni, w nadziei na spokojny urlop i kradzież paru roślinek z porządnie wybujałego ogrodu przyjaciółki. Szybko okazuje się, że ze spokoju nici - do Alicji zwala się tłum niespodziewanych gości, w dodatku w nocy jakiś intruz wypija pół butelki napoleona, spuszcza wodę z ryczącego rezerwuaru i najwyraźniej próbuje przekopać się przez liczne pudła, pudełka i sterty najdziwniejszych rzeczy, by dotrzeć do poupychanych tu i ówdzie przez Alicję kocich worków, czyli kolejowych zgub pochodzących z licytacji...

Kocie worki to coś zupełnie innego od części poprzedniej. Technicznie rzecz biorąc, jest to książka  słabsza, której zabrakło pazura w części kryminalnej. Większość akcji w sumie została raczej przegadana przy stole, niewiele wydarzeń możemy obserwować w trakcie ich faktycznego zaistnienia. Chmielewska utknęła też tu i ówdzie wątek romansowy, on też jednakże rzuca się w oczy niemal jedynie podczas dyskusji wszelakich. A tych dyskusji jest ogrom. Zamiast dynamicznej fabuły mnóstwo tu rozdrabniania się nad szczegółami, które z kryminałem nijak nie współgrają. Mało tego, zauważyłam pewne nostalgiczne powracanie przez autorkę do starych schematów, jak chociażby Marcinek z Harpii, który wraca tu jako Marianek (zmienia się tylko imię).

Jakkolwiek dom Alicji zawsze był zbieraniną rzeczy najprzedziwniejszych, tym razem panuje tam rejwach i zagracenie kosmiczne. Wszystkie skrupulatne wyliczenia narratorki Joanny wprawdzie doskonale oddają to, jak to wszystko wygląda, dodajmy - bawią bardzo porządnie, jednakże autorka stworzyła tak kuriozalne składowisko, że całość traci znamiona jakiegokolwiek prawdopodobieństwa. 

Muszę jednak przyznać, że mimo tych wszystkich niedociągnięć jest to jedna z moich ulubionych książek nie tylko Chmielewskiej, ale w ogóle. Uwielbiam Alicję i jej dom, mimo tego całego przerysowania. Po Kocie worki sięgam przynajmniej raz w roku, zawsze wtedy, kiedy mam potrzebę podniesienia się na duchu i poprawienia sobie humoru. Na jesienne chandry są w sam raz. I doskonale zwalczają niechęć do robienia porządków.

poniedziałek, 17 września 2012

Stosik szabrownika ;-)

Nie mogę wykluczyć, że zbieractwo książek odziedziczyłam po Babci ;-) Z okazji wizyty u Niej, dość dokładnie przetrzepałam półki (oczywiście za przyzwoleniem!). Zobaczcie, co udało mi się przygarnąć.


Od góry:
  • Helen Fielding - Dziennik Bridget Jones
  • Helen Fielding - W pogoni za rozumem
  • Manuela Gretkowska - Tarot paryski
  • Manuela Gretkowska - Polka
  • Jonathan Carroll - Poza ciszą
  • Jenn Crowell - Szaleństwo z konieczności
  • Katarzyna Grochola - Upoważnienie do szczęścia
  • Nicholas Sparks - Pamiętnik (tę jako jedyną muszę zwrócić ;-))
  • Erich Maria Remarque - Droga powrotna
  • Ken Follett - Igła
  • Arthur Conan Doyle - Przygody Sherlocka Holmesa (tak, tak! wydanie z 1956 roku :-))))
  • Magdalena Samozwaniec - Zalotnica niebieska
  • Philip Roth - Cień pisarza

Jak widać, stosisko bez żadnego klucza. Jak widać, całkiem sporo tutaj książek, do których na co dzień nie sięgam (Fielding, Sparks, Grochola,...). Skąd one tutaj, wyjaśnię w jednym z kolejnych wpisów... ;-)

A słoneczniki od mojego Lubego, cudny akcent na koniec lata i powitanie mojej ukochanej pory roku :-)
Wszystkiego dobrego w tym nowym tygodniu!

sobota, 15 września 2012

"Krwawa zemsta" - Joanna Chmielewska

Tytuł: Krwawa zemsta
Autor: Joanna Chmielewska
Wydawnictwo: Klin
Rok wydania: 2012


Różne rzeczy się o najnowszych tytułach spod pióra Chmielewskiej czytało i słyszało. Że to już nie to, że coś się zepsuło, że taśmowa produkcja, że nuda, że masakra, że szkoda zachodu. A o samej Kręci... tfu, Krwawej zemście, że już w ogóle tragicznie, że ile można w jednej książce o tym samym, że i żarty monotonne a niewybredne. Oczywiście, wszystko równolegle do głosów uwielbienia wszelakich. 

Jest sobie zgodne, dziesięcioletnie małżeństwo. Ona zaradna, zorganizowana, bardzo kochająca męża, który żyje we własnym świecie i według własnych ideałów (no bo jak można pobierać pieniądze za swą natchnioną i genialną pracę? Toż to jałmużna!), co Majka oczywiście toleruje, rozumie i w ogóle, raczej Dominikowi generalnie pobłaża. Na dokładkę dwójka dobrze wytresowanych i inteligentnych dzieci. Żyć, nie umierać, choć, doprawdy, Dominik mógłby wreszcie zacząć zarabiać, bo Majce samej nie za łatwo. Wpędza go więc w rzecz dla niego abstrakcyjną, mianowicie zarządzanie domowym budżetem. 
W międzyczasie na horyzoncie, powiedzmy - zawodowym, pojawia się istota o nader rozwiniętych mięśniach w pewnej części ciała, z których to robi nieprzerwany użytek, wyczyniając sztuki iście cyrkowe i rujnując jedno małżeństwo po drugim. 
I choć wydawałoby się, że Dominik łasy na tego typu wdzięki nie był i nie jest, niespodziewanie Kręcidupcia, o, przepraszam - Emilka, upatruje sobie za cel jego i jego mieszkanie. A on, cóż... Majka postanawia ogłuchnąć i oślepnąć, by przeczekać pomroczność jasną w umyśle Dominika. Tymczasem dziwne rzeczy zaczynają się dziać wokół tyłków osób postronnych...

Zdecydowanie nie jest to książka typowa dla Chmielewskiej, przede wszystkim w moim odczuciu dlatego, że osobliwie jest główny wątek uporządkowany, niezabałaganiony i w ogóle klarowny wyjątkowo. Językowo oczywiście Chmielewska wyziera z każdego kąta, jednakże w postaci jedynie podstawowej, bez fajerwerków. Poza prologiem akcja właściwego kryminału rozgrywać się zaczyna gdzieś w połowie tomiszcza, całość jest wyjątkowo dla autorki niespieszna i niezbyt w sumie zaskakująca. Stąd też pewnie te wszystkie głosy krytyczne, bowiem słysząc nazwisko autorki, czytelnik obeznany i rozkochany w jej twórczości z pewnością będzie się spodziewał czegoś zupełnie innego. 
Kryminału w sumie też w tym niewiele. Coś tam się dzieje, ale są to raczej zdarzenia dziwaczne i niezbyt szkodliwe dla otoczenia, co również typowizną nie jest, wszak zwykle trup ściele się gęsto. 

Jeżeli chodzi o mnie - najlepiej niech świadczy fakt, że nie mogłam tej książki odłożyć i, mimo wszystkich powyższych, pokwikiwałam radośnie z uciechy przez większość czasu. Ubawiłam się serdecznie, a chyba nikt nie zaprzeczy, że pisać taki kawał książki o jednym rozkręconym tyłku to nie lada wyczyn. 

czwartek, 13 września 2012

"Dziewczyna o szklanych stopach" - Ali Shaw

Tytuł: Dziewczyna o szklanych stopach
Autor: Ali Shaw
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2009

Swego czasu było bardzo głośno o tej książce. Spotkałam się z wieloma głosami zachwytu nad wyobraźnią tego młodego brytyjskiego pisarza. O samej zaś Dziewczynie o szklanych stopach mówiono, że to powieść niezwykła, ekscentryczna i wspaniała. Było także kilka głosów pełnych nie tyle krytyki, co... rozczarowania. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym, widząc tę powieść na wyprzedaży w Matrasie, nie zabrała jej do domu. 
Ale czy te wszystkie achy i ochy są słuszne, czy może jednak moje oczekiwania były zbyt wysokie?

Cała ta historia dzieje się na zapomnianej przez świat wysepce. To dom Midasa, dziwaka i odludka, którego największą pasją jest fotografia i który zupełnie nie potrafi współistnieć z ludźmi. Którego dnia podczas swej wędrówki w poszukiwaniu doskonałego światła spotyka Idę, dziewczynę tak szarą i bladą, że aż monochromatyczną - w jego oczach jest doskonałym obiektem fotograficznym. Jednakże żadne zdjęcie, które jej robi, nie jest udane. Dziewczyna go intryguje. Ida ma chore stopy - nosi wiele warstw skarpet i olbrzymie buciory po ojcu policjancie. Kuleje, porusza się o lasce, jest blada i wymizerowana. 
Wkrótce Midas i Ida zbliżają się do siebie. Baaardzo powoli, bowiem Midas nie potrafi postępować z kobietami i ucieka w wyniku każdej próby zbliżenia. W grę wchodzą upiory z jego przeszłości, jego rodzice i ich chore w pewien sposób relacje. Ich więź kuleje niemal tak, jak dziewczyna. W międzyczasie odkrywa prawdziwy problem - jej stopy zamieniają się w szkło.

Przyznajcie - niezwykły pomysł z tym szkłem, prawda? Egzotyczny, nietypowy, właściwie wykorzystany stworzyłby powieść, która zapadałaby w pamięci na długo, która pobudzałaby każdą cząstkę wyobraźni czytelnika. 

Tu się niestety nie udało. Nie mówię, że ta książka jest do kitu - bo nie jest. Czytało się ją przyjemnie, szybko, bez oporów. Dałam się wciągnąć i łyknęłam ją ekspresowo. Tylko że oczekiwałam dużo, dużo więcej. 

Relacje między niemal wszystkimi bohaterami są ułomne, okaleczone w jakiś sposób, diabelnie kruche i wymagające. Każdy zmaga się z własną, prywatną katastrofą, na różnym gruncie. Nikt  chyba w tej powieści nie jest w stanie poczuć się szczęśliwy. Wspaniałą, mądrą postacią jest siedmioletnia córeczka przyjaciela Midasa - ale nawet ona naznaczona jest nieszczęściem. Sama wyspa, miejsce wydarzeń, też jest ułomna, przeklęta. Wszystko to robi duże wrażenie i skłania do myślenia. 

Wrażenie to zostaje zepsute właśnie przez główny wątek, wątek szklanych stóp i głębia całej powieści się spłyca. Muszę przyznać, że gdyby nie to, gdyby nie ten fantastyczny pomysł, książka podobałaby mi się o wiele bardziej, na zasadzie: albo fantastyczna historia dziewczyny zamieniającej się w szkło, albo "obyczajowa" opowieść o ludziach. Tutaj odnoszę wrażenie, że jest tego po prostu za dużo.

Niemniej zachęcam do czytania - lektura przyjemna, inna, ciekawa, mimo mojego marudzenia warta uwagi. Może zwyczajnie miałam zbyt wysokie wymagania?