Tytuł: Dziewczynka w zielonym sweterku
Autor: Krystyna Chiger, Daniel Paisner
Wydawnictwo: PWN
Rok wydania: 2011
Temat II Wojny Światowej zawsze wywołuje u mnie poczucie niepokoju. Przy każdej tego typu lekturze nieodmiennie towarzyszy mi poczucie, że kolejna taka katastrofa jest nieunikniona, że świat dąży do zagłady, że nie dane będzie mojemu pokoleniu przeżyć życia we względnym spokoju. Ale kiedy usłyszałam o tej książce, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Historia, o której dowiedziałam się bodajże z radia, nie chciała dać mi spokoju przez dobre kilka miesięcy, aż wreszcie udało mi się pożyczyć tę książkę od przyjaciółki.
I jak zaczęłam czytać, tak nie odłożyłam, póki nie przewróciłam ostatniej strony...
Autorka i zarazem bohaterka książki była małą dziewczynką, która miała wszystko. Wspomina, że czuła się jak księżniczka. Wychowywała się w bogatym domu, niczego jej nie brakowało. Rodzice mieli sklep z tkaninami, a kiedy pracowali, dziewczynką opiekowała się niania. W maju 1939 roku urodził się jej braciszek, Pawełek. Kilka miesięcy później wszystko zaczęło się zmieniać - tylko dlatego, że Chigerowie byli Żydami.
Najpierw państwo Chiger stracili sklep i służbę. Później wkroczyła reglamentacja przestrzeni życiowej i zakwaterowano w ich mieszkaniu obcych ludzi. Z czasem zarekwirowano im cały majątek, a rodzina, przeganiana z jednego lokum do drugiego, coraz gorszego, żyjąc w końcu w okropnych, spartańskich warunkach, trafiła w końcu do getta, w którym rozpętało się piekło. Coraz częstsze "akcje", masowe wywózki i morderstwa, utrata niemal całej bliskiej rodziny, terror, przerażenie - w końcu Chigerowie ratowali się ucieczką do kanałów Lwowa. Przez czternaście miesięcy nie oglądając światła dziennego, kryli się w warunkach urągających ludzkiej godności, za jedyny łącznik ze światem mając trzech polskich kanalarzy - Sochę, Wróblewskiego i Kowalowa. Leopold Socha, drobny złodziejaszek i człowiek raczej wątpliwej reputacji, zgodził się pomóc rodzinie za odpowiednią opłatą. Z czasem w swojej roli znalazł jednak misję, a okazja do zarobku stała się dla niego szansą na odkupienie. Dostarczając im pożywienie i przedmioty niezbędne do przeżycia, zżył się ze "swoimi Żydami" i zaprzyjaźnił. A Chigerowie, razem z kilkoma innymi osobami, które schroniły się razem z nimi, przetrwali. Nie tylko dzięki Sosze, ale także swojej wytrwałości, organizacji, woli życia i walki.
Płakałam nad tą książką bardzo, bardzo długo... Ale to jest potrzebne. Krystyna Chiger pisze w swojej książce, że jest ostatnią żyjącą osobą, pamiętającą te wydarzenia. A utrata pamięci o nich to jakby dać komuś do ręki argument, że Holocaustu w ogóle nie było, a do tego bezwzględnie nie można dopuścić. To prawda. A my, po tylu długich latach, musimy dać sobie to przypominać, by historia nie zatoczyła koła. Bardzo, bardzo chcę wierzyć, że do czegoś takiego nigdy już nie dojdzie.
Przed wojną we Lwowie żyło 150 tysięcy Żydów. Schronienia tam szukało kolejne 50 tysięcy, uciekając z zachodu przed inwazją niemiecką. Okupację przetrwało tam zaledwie około dwustu osób. Wśród tego niewyobrażalnego okrucieństwa i masowej zagłady znalazło się jednak miejsce na cuda, które pozwoliły Chigerom i ich podziemnej rodzinie przetrwać.
Autorka była wtedy kilkuletnią dziewczynką, rekonstrukcji wydarzeń dokonała z pomocą ojcowskiego pamiętnika. Sama jednak zapamiętała bardzo wiele. Opowieści, anegdoty, drobne szczegóły sprawiają, że książka, mimo przerażającej tematyki, tchnie jakimś dziwnym spokojem i optymizmem. I jednocześnie wstrząsa do głębi, każe zrewidować swoje życie i docenić to, co się ma i w jakich czasach się żyje. Ja jestem porażona, poruszona do głębi, wciąż wracam myślami do tej opowieści.
Choć pod względem językowym jest trochę usterek, bardzo wiele rzeczy się powtarza, dobrze się tę pozycję czyta. Do książki dołączono zbiór fotografii rodziny Chigerów oraz samej pani Krystyny, na przykład w muzeum, tuż obok wyeksponowanego tam zielonego sweterka, w którym przetrwała całą wojnę. Co mnie zaskoczyło? Pogodny, szczery uśmiech na jej twarzy. Mam poczucie, że wojna nie zdołała złamać jej ducha, czuje się to w książce i widać po jej twarzy.
Tę książkę koniecznie trzeba przeczytać, pochylić nad nią głowę, dać się wzruszyć. I zapamiętać. To jest historia, która musi przetrwać, a to już nasza rola - czytelników, powierników, którzy powinni przekazać ją dalej.
Do książki dołączona jest jeszcze płyta z fragmentami filmu dokumentalnego, a niedługo na ekrany wejdzie film Agnieszki Holland, W ciemności, który opowiada tę samą historię. Co jest zadziwiające, książka i film powstały niezależnie od siebie. Czekam na niego z niecierpliwością.
Polecam, polecam, polecam!