Generalnie, jeżeli jakaś książka do mnie nie trafia, wypieram ją z umysłu natychmiast. Zresztą, większość zbędnych informacji wypieram natychmiast. Trudno mi więc stwierdzić, która z książek jest najmniej przeze mnie lubiana. Nie lubię Coelho, nie dałam rady Meyer, wiele tekstów mnie po prostu zmęczyło, choć nie ma to nic wspólnego z emocjami, które wzbudzały.
Jednakże jest książka, która zabrała mi spory kawał żywota, zamęczyła niemiłosiernie, wciśnięta ogniem i mieczem do kanonu lektur. Całe szczęście, że nie trafiłam na nią na egzaminie, bo byłoby baaaaardzo krucho...
Krótko, zwięźle i na temat: Popioły. Najbardziej się męczyłam, wkurzałam, nudziłam i w ogóle. Zostałam gwałtem zmuszona do czytania i dobrnęłam jakoś do końca (kanon zajęć z historii
literatury polskiej)... Co prawda, Żeromski miał ostrą konkurencję,
zwłaszcza w osobie Berenta z okazji Próchna, ale jednak... Nigdy,
przenigdy nikt mnie już do tego nie zmusi!
"Próchno" jakoś skończyłam, "Popiołów" nawet nie zaczęłam, ale podzielam Twoje zdanie :P
OdpowiedzUsuń