środa, 29 lutego 2012

Małe podsumowanie lutego - ogłoszenia parafialne

Witajcie! Muszę przyznać, że nie był to zbyt imponujący i owocny miesiąc. Nastąpiły zmiany w moim trybie życia (zdaje się, że trwałe) i w związku z tym nie mam już tak wiele czasu na czytanie i pisanie. Co nie zmienia faktu, że nie zarzucam ani książek, ani bloga ;-) Z pewnością uda mi się załapać wkrótce jako taki rytm i pojawiać się tutaj regularnie. Zwłaszcza, że świeżutki stos od Repliki czeka, a w weekend kolejna wymiana...
W lutym przeczytałam jedyne 8 książek, czyli równo (!) 2222 stron. Odwiedziliście mnie 2678 razy, co stanowi nowy rekord ;-) Bardzo Wam za to dziękuję. 
Moje lekturowe hity miesiąca to oczywiście obie owcze powieści Leonie Swann oraz Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki Marcela Pagnola. Największe rozczarowanie? Tess Gerritsen, po której spodziewałam się naprawdę, naprawdę wiele. No i to nieszczęsne, deprymujące zakończenie z Kompozytora burz Pascuala... Ale, w ogólnym rozrachunku, czytałam w tym miesiącu dobre książki.

Na zakończenie kilka smaczków ze statystyk. Doprawdy, trafiacie do mnie za pomocą najdziwniejszych sposobów...

krystian głuszko
W żaden sposób dojść nie mogę, w jaki sposób. Nie znam pana ani nigdy o nim nie pisałam... ;-)

recenzja filmu w ciemności ściąga
Trochę samodzielności, panie!
cechy narodowe dunczykow
Niestety, nie znam żadnego :(

czemu pi patel był opanowany?
Hmm... 

dzienniki z podróży gabrowicz
Proszę, powiedzcie, że to nie błąd ortograficzny, że jakiś Gabrowicz rzeczywiście istnieje...

dziewczyna opiekowała się małą dziewczynką w ciemnej film
To mnie zaintrygowało.

gombrowicz - tak! ale nie podejrzane walentynki  
Eeee?

ile lat miał pi patel?
Zdaje się, że szesnaście.

jack ketchum książka rudy/trudne sprawy
Oj, trudne...

jack rzeżbiarz
Rzeżbiarzem być to dobra rzecz! 
 
joanna palona kawa
Dziękuję, nie pijam kawy.

ketchump królestwo spokoju
Boska literówka. 

kobieta wśród kwiatów malarstwo
Ja tu o książkach, nie obrazach ;-)

kobieta z innego wymiaru
Halo, czy jest na sali medium? 

książka czekolada dlaczego vianne dała
Ale co? Komu? Za co? Dlaczego?

książki o trudnym charakterem

literatura francuska paryz mansarda mloda wspolczesna
Jeszcze zdążymy tanio wynająć małą mansardę... ;-)

lubię alfreda filary ziemi
A ja nie, gbur był z niego.

matka+seks+opowiadanie
Ekhm... 

owca- zwierzę stadne
Toć prawda najprawdziwsza!

przezycia i uczucia bohaterki winda krystyny
Nasza wydziałowa winda ma na imię Krystyna!

truchlec wymiana ch na sz
Im dłużej o tym myślę, tym mniej wiem, o co chodzi. 

trumf owiec bo to dom wariatow
Ale że przyczepa?

w ciemności agnieszki holand co nas uczy
Na pewno nie poprawnej polszczyzny...

niedziela, 26 lutego 2012

"Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki" - Marcel Pagnol

Tytuł: Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki
Autor: Marcel Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011
Ocena: 9/10

Do przygód Marcela zabrałam się w zasadzie od końca, najpierw przeczytałam przecież Czas tajemnic. Z pewnością jednak nie zaważyło to na moim odbiorze obu książek, gdyż są po prostu fantastyczne. Muszę się jednak przyznać - dopiero przy lekturze drugiej-pierwszej części zorientowałam się, że właściwie jest to zbeletryzowana autobiografia.

Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki to właściwie dwie opowieści w jednej. Trudno jednakże je rozdzielić - pierwsza przechodzi w drugą płynnie i niemal niezauważalnie.

Poznajemy historię Marcela od najwcześniejszych, dziecięcych wspomnień. Rdzeniem opowieści są jednakże pierwsze wakacje w wynajętym domku na wsi, w Bastide-Neuve. Razem z całą rodziną - z rodzicami Józefem i Augustyną, Marcelem, Pawełkiem, ich młodszą siostrzyczką, ciotką Różą i wujem Juliuszem - wędrujemy przez wonne, piękne, pełne rozmaitych stworzeń wzgórza Prowansji. Trafiamy do istnego raju na ziemi, miejsca, gdzie każdy odzyskuje siły i nabiera rumieńców. To kraina zabaw w Indian, pierwszych polowań ze strzelbą i pułapkami, pierwszych chwil chwały, pierwszych rozczarowań i kompromitacji, kraina w której czas przestaje mieć znaczenie, o ile nie chodzi o tryb życia zwierząt. Kraina pachnących ziół i ćwierkających ptaków, śpiewających kamieni muzykalnych cykad. To też kraina pierwszej prawdziwej przyjaźni, tej najsilniejszej, która trwa do samego końca. Wreszcie to miejsce, do którego tęskni się tą wieczną tęsknotą, do którego wraca się w wycieczkach wprost ze szkolnej ławy w środku zimy. To najpiękniejsze wspomnienia z dzieciństwa, najważniejsze, najtroskliwiej pielęgnowane, niczym najcenniejsze klejnoty.

Ale opowieść Pagnola to nie tylko te wzgórza. To także wiele życiowej mądrości - tej zapamiętanej i tej wniesionej do tej historii przez samego autora. I jeszcze to, o czym wspominałam przy jego poprzedniej książce - ten cudowny, dziecięcy punkt widzenia, który przypomina mi moje własne dzieciństwo, moje wzloty, upadki, radości i małe tragedie. Pozwala zanurzyć się w świat cudownej, słonecznej beztroski, tak potrzebnej nam każdego dnia.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Lutowy stosik!

Pracuję w księgarni niecały tydzień, a już kocham swoją pracę. Między innymi za zniżki ;-) Wyniosłam dziś stamtąd kilka kąsków, mam nadzieję, że smacznych.



Od góry:
  • Joanne Harris, Rubinowe czółenka - kontynuacja Czekolady ;-)
  • Serhij Jadan, Depeche mode
  • Anne Sward, Lato polarne
  • Václav Pankovčín, Marakesz - ponoć rewelacja; przekonamy się ;-)
  • Anna E. Kamieniecka, Dziewczyna z Buenos
Znacie którąś z tych książek?
Miłego wieczoru, czas odpocząć. Idę wyciągnąć nogi, zjeść kolację i poczytać :-)

"Ciało" - Tess Gerritsen

Tytuł: Ciało
Autor: Tess Gerritsen
Wydawnictwo: Albatros
Rok wydania: 2011
Ocena: 5/10

Ta historia zaczyna się jak wiele innych thrillerów medycznych. Do kostnicy w pewnym zaniedbanym, zapomnianym przez Boga mieście policja przywozi ciało ładnej, młodej dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że zabił ją nowy na rynku narkotyk, jeszcze nieznany służbom. Dziewczyna jest bezimienna. Doktor Kat Novak znajduje jednak przy niej pudełko zapałek z zapisanym numerem telefonu. Dzwoni tam z nadzieją, że odnajdzie krewnych denatki. Okazuje się jednak, że mężczyzna, z którym udało się jej skontaktować, nie tylko jej nie zna, ale jest prezesem ogromnej firmy farmaceutycznej. Kat zaczyna podejrzewać, że ma on coś wspólnego z tą sprawą. Tymczasem giną kolejni narkomani, a Adam, bo tak mężczyzna ma na imię, przyznaje się do poszukiwania zaginionej córki, do której należało wcześniej pudełko zapałek. Wspólnie podejmują walkę o odkrycie prawdy. A kiedy ktoś wysadza w powietrze dom Kat, robi się naprawdę groźnie. I romantycznie...

To moje pierwsze spotkanie z Gerritsen. Zbierała tak entuzjastyczne recenzje, że nie sposób było się z nią nie zapoznać. I cóż z tego wynikło? 
Spodziewałam się wiele po niezliczonych pochwałach i rekomendacjach, zwłaszcza, że thriller medyczny był niegdyś moim ulubionym gatunkiem (zaczytywałam się w Cooku!). A pani Gerritsen zaserwowała mi poprawny thriller z domieszką romansu. 

Czuję się jakoś rozczarowana. Książkę połknęłam na jeden raz - czyta się szybko, wciąga, nie rozkleja się przy scenach miłosnych. Akcja jest wartka, zmienna, dynamiczna. Językowo również jest przyjemnie, ale bez specjalnych rewelacji. Jako thriller Ciało prawie spełnia zadanie - trochę trzyma w napięciu, daje się przestraszyć i pędzi przed siebie. Jeżeli chodzi o love story, które kryje się w tej książce - cóż, jest. Nie narzuca się, nie dominuje, nie jest też szczątkowe. Takie... bez wyrazu. Autorka określiła tę książkę jako przejściową w swoim dorobku pomiędzy romansem a kryminałem. Efekt jest niestety taki, że ani to romans, ani thriller. Ot, dość przewidywalne czytadło na jeden wieczór.

Cóż, może w innych książkach będzie lepiej? Spróbuję, bo mimo wszystko lubię ten gatunek.

sobota, 18 lutego 2012

"Kompozytor burz" - Andrés Pascual

Tytuł: Kompozytor burz
Autor: Andrés Pascual
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Ocena: 6/10

Czasy współczesne, Paryż. Wielki kompozytor ma właśnie zakończyć swą karierę, po raz pierwszy i ostatni wykonując swój utwór, dzieło, które uznał za genialne. W ostatniej chwili załamuje się i nie wychodzi na scenę. Właściciel opery zabiera go do archiwum, aby pokazać mu niezwykle cenną rzecz - list-testament samego Ludwika XIV, jego osobistą spowiedź z największych błędów, jakie kiedykolwiek mógłby popełnić. Zabytkowy dokument zabiera nas do Paryża z czasów Króla Słońce, by odkryć jedną z największych tajemnic tego świata.

Mathieu, młody, genialny muzyk, zostaje wmieszany w ogromną awanturę. Jego brat zostaje zamordowany z powodu dziwnej partytury, stanowiącej zapis czegoś zupełnie nieznanego. Szybko okazuje się, że jest to zapis najcenniejszej melodii świata - melodii duszy, pierwotnej muzyki stanowiącej głos samego Stwórcy.
Chcąc-nie chcąc Mathieu musi wyruszyć w pełną niebezpieczeństw podróż aż na Madagaskar, gdzie ponoć przebywa kapłanka z plemienia Anosy, jedyna istota na świecie, która potrafi ją zaśpiewać. Odnalezienie jej nie będzie łatwe...

Czytałam tę powieść wyjątkowo długo i powoli. Jest bardzo gęsta, nasycona treścią. Z XVIII-wiecznego, brudnego Paryża, poprzez absurdalny przepych Wersalu po niezmierzone morza i egzotyczne raje - razem z tą książką podróżujemy w czasie i przestrzeni. To powieść pełna dźwięków, zapachów i kolorów, gwałtownych uczuć różnej miary. Częściowo to historia miłosna, częściowo upolityczniona osobą Ludwika XIV, częściowo pełna pirackiego, egzotycznego zacięcia.

Czy to dobra powieść?
I tak, i nie.

Wciąga niesamowicie i bardzo oddziałuje na wyobraźnię, jest napisana naprawdę pięknym, plastycznym, kolorowym językiem. A jednak co kilkadziesiąt stron odkładałam tę książkę, żeby przetrawić przeczytany fragment. To chyba z przesycenia różnorodnymi bodźcami działającymi na wszystkie zmysły. Początek nieco zbił mnie z tropu, jest po prosu banalny - ale później powieść się rozkręca i nie chce puścić. Aż do końca, który, cóż... Jest według mnie do niczego. Niestety - porażająca, egzotyczna przygoda kończy się nijak, kompletnie bez sensu. Nie wiem, czy taki był zamysł autora, ale zakończenie rozbiło mi całą historię na drzazgi, spłycając ją, banalizując i robiąc z tego liche romansidło. I czuję się diablo rozczarowana, bo generalnie historia Mathieu jest świetna, wciągająca i ciekawa. Okładka jest rewelacyjna, a tytuł obiecuje ogromnie wiele. A na końcu taki klops, no...
Jestem niepocieszona.

Ale i tak Wam tę książkę polecam, bo naprawdę pozwala zapomnieć o plusze za oknem i rozgrzać się w madagaskarskim słońcu. No i może lubicie takie tkliwe zakończenia. Ja nie przepadam, stąd moja gwałtowna reakcja. Cóż, de gustibus non disputandum est.

***
Nawet nie wiem, kiedy minął mi ostatni tydzień. Mały zjazd rodzinny, a potem rozpoczęcie nowej pracy (ha, pracuję w księgarni!) skutecznie odsunęły na dalszy plan pisanie tutaj. Do tego licencjat nieszczęsny... Cóż. Postaram się pisać przynajmniej raz w tygodniu ;-)

czwartek, 9 lutego 2012

"Triumf owiec" - Leonie Swann

Tytuł: Triumf owiec
Autor: Leonie Swann
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2011
Ocena: 9/10


Owce nie tylko pragną sprawiedliwości. Pragną również być górą. Chcą czuć się bezpiecznie, chcą trzymać się razem. I tylko czasami próbują przekonać auto, to wielkie, dziwne stworzenie, do współpracy, a - wierzcie mi - chyba wizja zielonego pasionka nie jest zbyt dla niego przekonująca. 

Rebeka, córka George'a, spełnia ostatnią wolę ojca - zabiera owce w obiecywaną przez pasterza podróż po Europie. Zima zastaje stado we Francji. Pastwisko przytulone jest z jednej strony do lasu, z drugiej - do ponurego zamku, który niegdyś służył jako dom wariatów. Pewnego dnia ktoś znajduje przy leśnej drodze zmasakrowaną sarnę. W dodatku ktoś włamuje się do przyczepy Rebeki i niszczy jej wszystkie czerwone ubrania. Mama Rebeki zaś, razem ze swoją talią kart tarota, dopełnia jeszcze zamieszania. No i kim jest Garou?

Pierwsza część owczych przygód mnie zachwyciła, co widać w jej recenzji. Druga była, co bardzo trudne, tak samo dobra. Przezabawna, pełna sympatycznych kłębków runa, owczego filozofowania czasami zaskakująco głębokiego. Choć wielbicieli myślicielskich elaboratów może to rozczarować, było go w sam raz - ani za dużo, ani za mało. W końcu to thriller, a zarazem komedia filozoficzna, a nie rozprawa, prawda?
Pośród wełnianej komedii znalazło się także miejsce na dreszczyk. I znów pod owczą naiwnością kryje się zadziwiająco ponura historia. Autorce świetnie udało się wyważyć elementy tej powieści, co jest rzadką sztuką. Intryga gmatwa się jak należy, ludzie usiłują rozwiązywać zagadki po swojemu, a po wszystkim biegają owce z własnymi pomysłami. No i kozy, o kozach zapomnieć zdecydowanie nie można. 

Przywiązałam się do Panny Maple, Chmurki, Białego Wieloryba i zimowego jagnięcia. Bardzo żałuję, że przeczytałam obie części tak szybko i że nie ma następnej. Już za nimi tęsknię! Będę przeszczęśliwa, jeżeli jeszcze kiedyś pojawi się trzeci tom ich przygód. Chyba każdy bowiem przyzna, że owczy punkt widzenia to taki punkt, który czasami z przyjemnością by się przyjęło za własny.

Owce milczały. Były pod wrażeniem. Coś nadnaturalnego! Jeszcze naturalniejszego niż naturalne! Trawa była naturalna, pasza tak nie do końca naturalna, zaś plastik już w ogóle nie był naturalny, w dodatku prawie niejadalny. Coś nadnaturalnego musiało więc stanowić prawdziwy delikates.
Meeeee! ;-)

poniedziałek, 6 lutego 2012

"Sprawiedliwość owiec" - Leonie Swann

Tytuł: Sprawiedliwość owiec
Autor: Leonie Swann
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 2006
Ocena: 9/10

Wydawałoby się, że owce nie grzeszą inteligencją. Że są głupie, tchórzliwe, że sensem ich życia jest wyłącznie pasionek, na którym spędzają lwią część swego czasu. A jednak nie taka owca jest, jak ją malują - owca może więcej. Owca umie myśleć, analizować, wyciągać wnioski. Owca umie marzyć, owca umie planować. Co więcej, owca może być także doskonałym detektywem i filozofem, choć... na swój, owczy, sposób. 

Bo George był świetnym pasterzem, może nawet najlepszym w całej Irlandii. Przynosił buraki, dzielił się chlebem, czytał swoim owieczkom książki o pięknych Pamelach, a także tłumaczył wiele trudnych rzeczy. Snuł z nimi marzenia o wycieczce do kontynentalnej Europy, chciał zabrać stadko ze sobą. Nie dziwota, że kiedy któregoś dnia znaleziono George'a przebitego szpadlem, owce poczuły się zagubione i osamotnione. Nagle okazało się, że świat jest wielki, groźny i niebezpieczny, i że stado musi mieć swojego pasterza. Panna Maple, najmądrzejsza owca w całym Glennkill, podejmuje się rozwiązać tę palącą zagadkę. A że owca zwierzęciem stadnym jest, do śledztwa włączają się Otello, Biały Wieloryb i jeszcze jeden tajemniczy baran. 

Już od pierwszych stron wiedziałam, że to niezwyczajna książka. Nie co dzień bowiem czyta się "owczy kryminał", prawda? A do tego kryminał filozoficzny, ba! przepełniony filozofią praktyczną o piorunującej sile rażenia. Mieszanka niekoniecznie wybuchowa, ale zdecydowanie mogąca przyprawić o zawrót głowy. Chociaż pisarka skorzystała z dobrze znanego już motywu zwierząt w rolach głównych, zupełnie nie podoba mi się stawianie tej powieści w pobliżu Folwarku zwierzęcego, co ma miejsce choćby na tylnej okładce. Owszem, skojarzenia budzi całkiem słusznie, lecz przynależy do zupełnie innego rejestru i nie można tych książek ze sobą porównywać. 

Główną siłą tej powieści jest punkt widzenia. Owczy, oczywiście. Oglądamy rzeczywistość z punktu widzenia owcy, co, przyznaję, jest fascynującym doświadczeniem. Z tego też wynika filozoficzne zacięcie całości. Jakie bowiem przemyślenia o życiu, śmierci czy duszy może mieć owca? 
Co najmniej niestandardowe. 

Kiedy się umiera, dusza opuszcza ciało; opuszcza je dlatego, że po śmierci ciało brzydko pachnie, a ona ma wrażliwy nos.

Dosyć gęsta ta historia, miejscami mocno zagmatwana. Ale pisana jest w sposób przezroczysty, jak to sobie nazywam - język nie narzuca się czytelnikowi, jest tylko narzędziem nadającym obraz wydarzeń do umysłu. Bardzo lubię czytać książki w ten sposób napisane, zwłaszcza kryminały. To świetna powieść, błyskotliwa, przezabawna (choć w istocie historia George'a jest dosyć ponura) i zaskakująca, w sam raz na te mroźne wieczory, które nam ostatnio towarzyszą. 

A ja idę czytać drugą część, Triumf owiec ;-)

sobota, 4 lutego 2012

"Światła września" - Carlos Ruiz Zafón

Tytuł: Światła września
Autor: Carlos Ruiz Zafón
Wydawnictwo: Muza
Rok wydania: 2011
Ocena: 8/10

Czasami świat zsyła dobre duchy. W momencie, gdy wydaje się, że to już koniec, czasami pojawia się ktoś niosący ze sobą odmianę losu. Ale czy to poczucie, że złapało się Boga za nogi, jest słuszne? 

Jest rok 1936, Paryż. Po śmierci ukochanego, uwielbianego męża do Simone zaczynają przychodzić wierzyciele. Rodzina szybko ubożeje, przeprowadza się do maleńkiej mansardy nad sklepem znajomego. Czternastoletnia Iréne usiłuje pomóc matce, po kryjomu dorabiając jako fordanserka.
Po ciężkim, rozpaczliwym roku Simone otrzymuje niezwykłą propozycję pracy. Ma się przeprowadzić z dziećmi do Normandii, by tam podjąć pracę ochmistrzyni w domu niejakiego Lazarusa Janna, fabrykanta zabawek. Trafiają do Domu na Cyplu, z którego rozciąga się bajkowy widok na morze i opuszczoną latarnię morską. Nowy pryncypał Simone okazuje się geniuszem, bardzo tajemniczym, lecz jednocześnie sympatycznym człowiekiem. Jego rezydencję, Cravenmoore, wypełniają przedziwne zabawki, które są czymś więcej niż tylko mechanizmem. Tymczasem Hannah, młodziutka służąca Janna, przypadkowo uruchamia lawinę przerażających wydarzeń... 

Zafón to pisarz, którego pokochałam od pierwszych stron Cienia wiatru. Jego powieści wypełniają żywe, plastyczne obrazy, język kreuje magiczną rzeczywistość, która urzeka, porywa i nie wypuszcza aż do ostatniego zdania. Tak jest i tym razem. Choć Światła września powstały z myślą raczej o młodzieżowych czytelnikach, starszym niczego tutaj nie zabraknie. 

Nie podobało mi się spłycenie niektórych wątków, potraktowanie ich nieco po macoszemu, nieco lekceważąco. Paru drobiazgów mi tutaj brakuje. Jednakże Zafón nadrabia wszystko doskonałym kreowaniem akcji, budowaniem napięcia godnego klasycznej powieści grozy. Wszystko przełamuje aura magiczności, tajemnicy, wydaje się, że świat jest skonstruowany na pograniczu jawy i snu, czasem pięknego i czarodziejskiego, a czasem upiornego koszmaru, z którego trudno się obudzić. 

I jeszcze pomysły Zafóna - te nigdy nie zawodzą. Jego historie są oryginalne, świeże i fascynujące, nie pozwalają się oderwać i każą ze zniecierpliwieniem czekać na kolejną powieść tego autora.

piątek, 3 lutego 2012

"Czas tajemnic" - Marcel Pagnol

Tytuł: Czas tajemnic
Autor: Marcel  Pagnol
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011
Ocena: 8/10

W życiu każdego chłopca nadchodzi kiedyś taki moment, który wywołuje małe, prywatne trzęsienie ziemi. I zwykle wtedy chodzi o dziewczynę. A potem następuje dorastanie...
Kiedy spotykamy Marcela, spędza on właśnie lato razem z rodziną w Bastide-Neuve, w Prowansji. Do tej pory całymi dniami razem z przyjacielem polowali na ptaki, teraz jednak wkroczyło coś nowego w ich życie. Obowiązki. 

Pewnego niepozornego dnia Marcel spotyka na swej drodze Isabell, dziewczynkę, która jawi mu się jako księżniczka, arystokratka, i która ma wyjątkowy talent do owijania sobie chłopców wokół palca... Tego, jak to się odbije na Marcelu i jego przyjaźni z Lilim, można się łatwo domyślić. 
Tymczasem lato się kończy, a Marcela czeka zupełnie nowe doświadczenie - ma wkroczyć w kolejny etap swojej edukacji. Nie tylko nie zna w nowej szkole nikogo - jako stypendysta musi się bowiem wykazać czymś więcej. Zaczyna się droga chłopca ku dorosłości, pełna nowych przyjaciół, nowych wyzwań oraz nowych zasad, do których należy się dostosować.

Ubawiłam się serdecznie przy tej książce. Ciepła, pachnąca ziołami Prowansja, rozleniwiające słońce i bardzo sympatyczny francuski humor, serwowany nam przez Pagnola - spędziłam nad tą książką wspaniałe popołudnie. Choć przy pierwszych kilku stronach miałam wrażenie, że to powieść raczej dla młodszych czytelników, szybko zmieniłam zdanie. Jestem przekonana, że spodoba się nie tylko dzieciom, ale i dorosłym, szukającym w lekturze odpoczynku i dobrego humoru.

Fantastyczne u Pagnola jest to, że naprawdę czuć tę narrację z perspektywy dziecka. Chociaż powieść pisana jest jakby po latach od tych wydarzeń, narrator nie przybiera postawy typu "wtedy byłem młody i głupi". Wręcz przeciwnie - i to dzięki temu ta książka jest tak ciepła i sympatyczna. I nie sposób nie wspomnieć o ilustracjach Jeana-Jacquesa Sempé, które wspaniale dopełniają atmosferę tej książki.
Żałuję troszeczkę, że nie przeczytałam najpierw wcześniejszych części przygód Marcela. Chociaż właściwie nie jest to przeszkodą podczas lektury, bardzo chciałabym je przeczytać.
Polecam serdecznie ;-)

Dziękuję za egzemplarz wydawnictwu Esprit.

czwartek, 2 lutego 2012

Podsumowanie stycznia

Witajcie! Przepraszam za nieobecność w ciągu ostatniego tygodnia. Na szczęście udało mi się wyjść zwycięsko ze starcia z sesją, mogę przeto spokojnie wrócić do czytania czegoś poza Historią języka polskiego Klemensiewicza (a ta kobyła ma prawie 800 stron!).
Wcześniej tego nie robiłam, ale przyszło mi do głowy, że może od nowego roku warto by przyjrzeć się każdemu czytelniczemu miesiącowi z osobna. 

Przeczytałam w styczniu 13 książek (lub czternaście, licząc obszerne fragmenty Klemensiewicza;-)), z czego trzy otrzymane od wydawnictw do recenzji. Łącznie daje to 3661 stron. Bardzo mnie to cieszy, bo oznacza to, że czytam coraz więcej. W poprzednim roku czytałam zaledwie około 7 książek na miesiąc.

Styczeń był iście Gombrowiczowski, a to ze względu na panującą na zajęciach z literatury atmosferę i tematykę zajęć. Poza tym? Same dobre rzeczy. Z dumą przyznaję, że nie trafiłam w tym miesiącu na słabą książkę. Trochę jestem rozczarowana Zapachem spalonych kwiatów, bo liczyłam na coś więcej. Zachwyciłam się Pagnolem (recenzja jeszcze dziś), oszołomiło mnie Życie Pi, Lewis dał do myślenia. Oby tak dalej ;-)

Wyświetliliście w styczniu mojego bloga aż 2271 razy, co wydawało mi się jeszcze dwa miesiące temu nie do osiągnięcia. Bardzo Wam za to dziękuję! Otrzymałam też sporo wartościowych odpowiedzi, za co dziękuję jeszcze bardziej ;-)

A jak się zapowiada luty? Cóż, jest krótki, ale za to intensywny. Biorę się za pisanie licencjatu, będzie więc dużo Chmielewskiej - ale, niestety, prawdopodobnie nie dam rady tych pozycji recenzować. Będę siedzieć i dumać nad idiolektem Gucia z Tajemnicy, panem Muldgaardem i jeszcze paroma innymi postaciami ;-) 
Postaram się jednak nie zaniedbywać tego miejsca - pisanie recenzji oraz fakt, że ktoś to czyta, ba! że komuś się to podoba, sprawia mi ogromną radość i daje niesamowitą satysfakcję. Aż się chce robić więcej.

Postaram się - publicznie o tym mówię, to może dotrzymam słowa - w tym miesiącu nie kupować książek. Dziesiątki nieprzeczytanych pozycji zalegają na moich półkach, do tego babcia w szaleństwie przeglądania swoich zapasów znalazła całe kilogramy literatury, którą koniecznie muszę przeczytać. No i jeszcze są biblioteki, nie ma natomiast funduszy na obleganie księgarni. W styczniu zdecydowanie przesadziłam... 

Miłego dnia! :-)