poniedziałek, 23 stycznia 2012

"Królestwo spokoju" - Jack Ketchum

Tytuł: Królestwo spokoju
Autor: Jack Ketchum
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2011
Ocena: 6/10

Świetna okładka, prawda? Od razu przyciąga uwagę, zwłaszcza w zestawieniu z tytułem. Z pewnością zanosi się na literaturę grozy. 
Ale jakiej grozy?
Powiem wprost - nie znając tego autora, sugerując się samą okładką i tytułem (dodajmy - NIGDY nie czytam opisu z okładki przed lekturą książki) z jakiegoś niewyjaśnionego, nieuzasadnionego powodu spodziewałam się czegoś innego.
Ale po kolei.

Ketchum w przedmowie do tej książki pisze co nieco o jej istocie. Ma się poczucie, że ten tom jest jakby jego ukochanym dzieckiem, wypieszczonym, dopracowanym, składanym pieczołowicie przez długi czas. To zbiór opowiadań pisanych na przestrzeni lat. Opowiadań różnorodnych, od opowieści "niemalże do rany przyłóż" (określenie samego autora!) po historie, których lepiej po ciemku nie czytać, a i tak będą się śnić po nocach. I ten tytuł... Ponoć wcale nie miał być ironiczny. Czyżby? Nie wiem, czy to po prostu ja nie umiem odebrać go inaczej, czy to jego "po-lekturowa" interakcja z treścią. Zresztą, Ketchum wyjaśnia jego genezę, jej odkrycie pozostawię Wam.

W tomie znajduje się kilkadziesiąt opowiadań. Po stronach książki krążą duchy, biegają mordercy i kowboje (tak, jest nawet western!). Rzeczywiście, historie tu zawarte są niesamowicie różnorodne - inspirowane czasem jakimś większym wydarzeniem, a czasem maleńkim drobiazgiem. Niektóre z nich są subtelne, urzekające niemal, tak, jak to określił autor w przedmowie. A zaraz za nimi rozciąga się całe spektrum opowiadań pełnych krwi, brutalności, seksu - często ostrego i perwersyjnego, zbrodniczych planów i myśli - wszystkiego, co tylko da się znaleźć w tej ciemnej stronie ludzkiej natury. 

Z ilością tekstów wiążą się dwie rzeczy. Po pierwsze, 420 stron grozy to nie jest lektura na raz. Ja przeczytałam tę książkę w przeciągu jednego popołudnia. Owszem, można to tak przeczytać, czemu nie, zwłaszcza że opowiadania są mocno wciągające. Jednakże przy takiej ilości treści, o których pisałam powyżej, łatwo popaść w coś w rodzaju znieczulicy. Groza, kiedy jest jej zbyt dużo, przestaje być... groźna. Wydaje mi się, że gdyby rozbić ten tom na dwie mniejsze książki, byłoby dużo korzystniej dla ich odbioru. 

Druga sprawa - różnorodność pociąga za sobą nierówność. Ketchum to bez wątpienia dobry pisarz, jeden z lepszych w branży. Swoim stylem przypomina mi nieco Mastertona. Jednakże nie ma mowy, by przy takiej ilości tekstów nie było tekstów słabszych. W tomie są perełki, teksty naprawdę rewelacyjne, jak chociażby Pudełko (za które zresztą autor otrzymał nagrodę Brama Stokera). Znajdziemy teksty, które z jakiegoś powodu nie chcą wyjść z głowy (jak Niedziele). I są też takie, które  zupełnie nie docierają do czytelnika (dla mnie takim opowiadaniem był na przykład Łańcuszek), Ot, kwestia gustu. Nie spotkałam wszak jeszcze zbioru opowiadań, w którym każde byłoby doskonałe (nooo, poza Szafą Tokarczuk, ale to jak do tej pory ewenement w mojej czytelniczej karierze. A poza tym tam są tylko trzy historie).

Niemniej jednak ta książka jest niezłą gratką dla fanów gatunku i samego autora, więc zapraszam - przygotujcie tylko herbatę, ciepły kocyk, zapasowe źródło światła i kogoś, by nie zostawać po lekturze samemu na noc.

I spójrzcie przy okazji na zdjęcie autora na skrzydełku okładki - czyż nie jest podobny do mistrza Kinga? ;-)

Za książkę dziękuję wydawnictwu Replika.

12 komentarzy:

  1. Zbiory opowiadań mają to do siebie, że są bardzo nierówne i to tyczy się chyba każdego pisarza. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego też opowiadania trzeba dawkować, a nierówny poziom jest świetnym urozmaiceniem:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja już niestety tak mam, że nie umiem - jak zacznę i coś mnie wciągnie, to nie ma mowy o dawkowaniu ;-)

      Usuń
  3. Jakbym miała się zapoznawać z autorem, to jednak sięgnę po jakiś inny tytuł :)

    Ja też rzadko czytam opisy z tyłu książek - często robię to po lekturze, żeby porównać, co napisali. A potem się dziwię, o czym jest książka :p

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i nawet mi się podobało, choć zdecydowanie wolę prozę tego autora niż antologię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to było moje pierwsze z nim spotkanie... skoro wolisz prozę, to może później spróbuję czegoś innego.

      Usuń
  5. Bardzo mi się podobała ta antologia, chociaż masz rację każdy z nas inaczej obiera emocje płynące z opowiadań. Do mnie "Pudełko" w ogóle nie trafiło i w sumie nie rozumiem o co tyle szumu, za to Niedziele i Łańcuszek utkwiły w pamięci.
    Fakt, w tego typu antologiach trudno o jeden poziom, mimo to lubię Ketchuma i na pewno będę do niego wracać.

    Ps. Dopiero jak napisałaś o podobieństwie autora do Kinga, to zwróciłam na to większą uwagę i oczywiście masz rację, Stephen jak nic :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Chętnie bym Ci ją podkradła ;) Muszę wreszcie przeczytać coś tego pisarza ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jack Ketchum jest dla mnie jednym z najlepszych mistrzów horroru. Dłuższe formy są genialne, z tego co przeczytałem, krótsze też niczego sobie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Od dawna planuję przeczytanie książek Ketchuma i jakoś ciągle mi się nie składa. Mam chrapkę na ten zbiór opowiadań, więc pewnie niedługo się zmobilizuje. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam ją w planach. Już niebawem po nią sięgnę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Coraz bardziej przekonuję się do antologii - z chęcią sięgnę po ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń