Autor: C.S. Lewis
Wydawnictwo: Esprit
Rok wydania: 2011
Ocena: 8/10
Czego można oczekiwać od książki o takim tytule? Trudnego, ciągnącego się w nieskończoność traktatu filozoficzno-teologicznego, przez który dadzą radę przebrnąć tylko desperaci? Trudnych słów, skomplikowanych rozważań, pokrętnego tłumaczenia?
Nic z tych rzeczy.
Pierwsze, co zaskakuje w tej przepięknie wydanej książce (tak, godna jest, by stawiać ją za wzór dla składaczy takich jak ja nieszczęsna), to forma. Lewis postawił na korespondencję, prowadzoną z przyjacielem, Malkolmem. Chociaż ten tak naprawdę nigdy nie istniał, Lewis zręcznie prowadzi swoją mistyfikację, na poły żartobliwie, na poły poważnie wplatając nieco prywaty w te nigdy nie wysłane listy. Prowadzi dialog sam ze sobą, usiłując odpowiedzieć na dręczące pytania o modlitwę, pytania, których na co dzień nie zadajemy, nad którymi zwykle się nie zastanawiamy.
Lewis nawrócił się późno, jako dorosły człowiek. Był kimś o wspaniałym, wrażliwym umyśle, stanowił więc ostatnią osobę, która mogłaby chodzić do kościoła i klepać wyuczone formułki bez wnikania w ich sens i znaczenie. Nic w tym dziwnego, że opanowały go różne przemyślenia, które potem wyłożył w tej małej - bo niespełna 200-stronicowej - książeczce.
Swoje rozważania ujął w piękny, gawędziarski język, prosty i dokładny jednocześnie. To dzięki temu książka jest przyjemna w odbiorze, a treść zrozumiała i czytelna.
Wydaje mi się, że nie powinna to być książka, którą raz się przeczyta jednym ciągiem i odłoży. To jedna z tych, które stają się przewodnikiem, do którego wraca się w potrzebie, która pomaga zastanowić się nad sensem modlitwy i wyjaśnia wątpliwości. Lewis opowiada o swoich doświadczeniach i przemyśleniach w tej dziedzinie tak przekonująco, że z przyjemnością zaczyna się traktować jego słowa jako autorytet. Zwłaszcza, że nie istnieją według mnie powody, by mu nie wierzyć - nie prowadzi suchych dywagacji, ale każdą myśl "wypróbowuje", konfrontuje z teologią chrześcijańską i Biblią, ale także z prawdziwym doświadczeniem, jakie stało się jego udziałem bądź jakie przeprowadza w swojej wyobraźni. I chociaż Lewis należał do kościoła anglikańskiego, to różnice nie mają żadnego znaczenia. Zresztą, jak w posłowiu czytamy, dziś pewnie on sam przeszedłby na katolicyzm.
Co jest jeszcze wspaniałego w tej książeczce? Okruchy angielskiej literatury. Spotkamy tutaj chociażby Blake'a, Thoreau czy Wordswortha, z którymi miałam już kiedyś do czynienia, a których sobie cenię. A przy okazji, słyszeliście o Waldenie, nad którym Thoreau spędził dwa lata w zbudowanej przez siebie drewnianej chatce?
Choć to książka filozoficzna, brak jej zadęcia. Lewis, mówiąc z perspektywy zwykłego "użytkownika" modlitwy bardzo zbliża nas do tematu, nie pozwala mu się rozpełznąć i popaść w zbytnie teoretyzowanie. W końcu
Co jest jeszcze wspaniałego w tej książeczce? Okruchy angielskiej literatury. Spotkamy tutaj chociażby Blake'a, Thoreau czy Wordswortha, z którymi miałam już kiedyś do czynienia, a których sobie cenię. A przy okazji, słyszeliście o Waldenie, nad którym Thoreau spędził dwa lata w zbudowanej przez siebie drewnianej chatce?
Choć to książka filozoficzna, brak jej zadęcia. Lewis, mówiąc z perspektywy zwykłego "użytkownika" modlitwy bardzo zbliża nas do tematu, nie pozwala mu się rozpełznąć i popaść w zbytnie teoretyzowanie. W końcu
Nawet królowa Wiktoria nie lubiła, gdy przemawiano do niej,
jakby była "oficjalnym posiedzeniem".
Za książkę dziękuję wydawnictwu Esprit.
Bardzo lubię Lewisa i cieszę się, że tyle napisał. Mówi prostym językiem, a jednocześnie mądrze o rzeczach ważnych. Tej książki jeszcze nie czytałam, ale na pewno to zrobię.
OdpowiedzUsuńJa powoli odkrywam Lewisa i również cieszę się, że napisał tyle dzieł : )
OdpowiedzUsuńNa blogach sezon na Lewisa nastał :). Bez zbędnych ceregieli napiszę, że mam na niego oko :)
OdpowiedzUsuńDo tej pory nie natrafiłem na tego autora, pora to nadrobić.
OdpowiedzUsuńNie obił Ci się o uszy taki tytuł jak "Narnia" ? : )
UsuńMam tego autora w planach. Dopiero od kilku dni, kiedy na blogach zaczęłam czytać recenzje o jego książkach. Teraz sama chcę poznać jego twórczość.
OdpowiedzUsuńCzytałam i również byłam nią oczarowana:))
OdpowiedzUsuńPiękna proza, mam w planach pozostałe dzieła Lewisa:)
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Całkowicie zgadzam się z Twoją recenzją. Mnie ta książka również bardzo się podobała :)
OdpowiedzUsuńNie mogę dodać komentarza z mojego konta.
http://miqaisonfire.wordpress.com
Muszę wreszcie po nią sięgnąć... Czytałam jego "Problem cierpienia" i bardzo mi się podobał.
OdpowiedzUsuńŚwietne. Ostatnio widziałem także inne, podobne pozycje tego autora tutaj: http://e-religijne.pl/pl/searchquery/Lewis/1/phot/5?url=Lewis
OdpowiedzUsuńMój ukochany pisarz :)
OdpowiedzUsuń