Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2008
Należała się u mnie na półce ta książeczka. Zdobyta na jakiejś wyprzedaży zabłądziła gdzieś na regale, czekając, aż sobie o niej przypomnę. I nadszedł w końcu taki dzień, gdy zajrzałam do wyzwania Z półki - przypomniało mi się, że wciągnęłam ją na swoją listę. To króciutkie dziełko mistrza grozy, nie ma nawet 200 stron, łyknęłam je więc na raz.
Dziewięcioletnia Trisha pochodzi z rozbitej rodziny. Rodzice rozwiedli się, a ona i brat zamieszkali z matką, która postanowiła dobrze zorganizować swym dzieciom weekendowe rozrywki, w efekcie zmuszając je do regularnych wycieczek poza miasto. I Trisha pewnie lubiłaby je, gdyby nie to, że absolutnie każda z nich wywoływała karczemne awantury między matką a Pete'm, który za wszelką cenę chciał wrócić do poprzedniego miejsca zamieszkania.
Pewnej soboty, podczas jednej z wycieczek po lesie, Trisha za potrzebą odłącza się od rodziny. Niemal natychmiast odkrywa, że pochłonięci kłótnią Pete i matka nie zauważyli jej zniknięcia. Równie szybko dociera do niej, że nie umie trafić z powrotem na ścieżkę. Przerażona dziewczynka, wyposażona jedynie w płaszczyk przeciwdeszczowy, drugie śniadanie i czapeczkę z autografem Toma Gordona, ulubionego gracza Red Sox, musi stawić czoła leśnej głuszy i czyhającym w niej niebezpieczeństwom. Wędrując przez wiele dni i rozpaczliwie próbując przeżyć, nauczy się bardzo wiele o życiu i o sobie samej...
Trudno mi jednoznacznie ocenić tę powieść. Nie należy do najlepszych w dorobku Kinga, jednakże ma w sobie ten pierwiastek, który sprawia, że książka wciąga i sprawia przyjemność. Nie jest to typowy horror, można wyczuć, że jest to dziełko przeznaczone raczej dla młodszych czytelników - ponoć King pisał je dla swojego syna. To wyjaśniałoby wstawki na temat baseballu, na którym w sumie zbytnio się nie znam, ale nie raziły mnie tak jak niektórych czytelników (vide recenzje na LC). Poza tym trudno nie rozpoznać w tej książeczce tak charakterystycznej ręki mistrza. Jest Maine, jest Bóg i typowe dla Kinga zabiegi językowe
(o, takie właśnie)
które bardzo lubię.
Groza tej powieści zawiera się przede wszystkim w tym, co przeżywa Trisha. Pozostawiona sama sobie w dzikim, nietkniętym jeszcze ludzką stopą lesie, niemal umiera ze strachu. Początkowo jest zupełnie bezradna i zagubiona. Z czasem jednak przypominają jej się cenne wskazówki, które umożliwią jej przetrwanie. Dziewczynka przeżywa wewnętrzną metamorfozę, dojrzewa i usamodzielnia się podczas swojej wędrówki. Pomaga jej w tym wyobraźnia i ukochany Tom Gordon, który w pewnym momencie zaczyna jej w jakiś sposób towarzyszyć. Wszak świat to potwór zębaty, gotów gryźć, gdy tylko zechce...
Myślę, że wielbicielom Kinga powieść ta powinna się spodobać, choć nie ma zbyt wielkiej siły przebicia, trudno się tu czegoś naprawdę przestraszyć i, o zgrozo!, wydawca w zajawce na okładce zdradza zakończenie...
Kawałek niezłego czytadełka na jeden wieczór.
Na razie mam za sobą tylko jedną książkę Kinga, ale nie było to udane spotkanie. Na pewno dam mu jeszcze szansę. Myślę, że ta książka może być idealna. :)
OdpowiedzUsuńDosyć dziwna ta książka... Szkoda, że jest to jedna ze słabszych w dorobku Kinga, ale łatwo jest to wybaczyć, skoro napisana została dla jego syna. Okropne jest jednak to, że wydawca wygadał się w sprawie zakończenia książki.
OdpowiedzUsuńW każdym razie - mogę spróbować :)
Pozdrawiam!
Stephen King to mistrz horrorów, więc zawsze sięgam po niego bez obaw :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Sympatycznie wspominam tę książeczkę. Swoją drogą zaskoczyło mnie to, że można napisać książkę o dziewczynce, która się zgubiła w lesie w taki sposób, że czytelnik nie ma czasu się nudzić.
OdpowiedzUsuńKinga kocham całym sercem i uważam, że jest to jedna z jego lepszych książek. Niezwykle przypadła mi do gustu :).
OdpowiedzUsuńKinga lubię, kilka jego powieści mam za sobą
OdpowiedzUsuńtej akurat jeszcze nie czytałam, ale pewnie w swoim czasie zdołam to nadrobić :)
Wstyd przyznać, ale książki pana Kinga wciąż przede mną.
OdpowiedzUsuńO rany, po prostu tego nienawidzę, gdy wydawcy tworzą opis, który zdradza akcję toczącą się w połowie, a co tu dopiero mówić o zakończeniu ;( Zapamiętam, żeby nie oglądać tej książki z wszystkich stron przed czytaniem :)
OdpowiedzUsuńpolecam nie czytać też o niej w oficjalnych opisach w Internecie, bo wszędzie jest ten sam tekst ;)
UsuńKinga bardzo, bardzo sobie cenię, a że wielu z jego książek jeszcze nie czytałem, to po tę na pewno sięgnę, ponieważ zamierzam - prędzej czy później - przeczytać wszystko, co wyszło z pod ręki tego pana:)Owszem, zdarzają mu się i lepsze i gorsze teksty, ja osobiście cenię sobie te bardziej przyziemne, same horrory zaś, których przecież jest mistrzem, nie zawsze w jego wykonaniu do mnie przemawiają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytałam i zgadzam się z recenzją - ot, dobra opowieść na jeden wieczór, chociaż według mnie Kinga nie za bardzo w niej widać - zabiegi językowe to nie wszystko, brak tu tej znakomitej umiejętności budowania nastroju, która cechuje większość książek mistrza.
OdpowiedzUsuńWiem, że może trudno jest to zrobić na przestrzeni kilkudziesięciu stron ale niedosyt mi pozostał.
moim zdaniem jednak sporo Kinga w Kingu tutaj jest ;-) nastrój także, choć nie tak intensywny jak w wielu innych powieściach, co chyba wynika jednak z treści i zamysłu.
UsuńJak na jeden wieczór to sięgnę z przyjemnością. ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio polubiłam Kinga, więc po tę powieść chętnie sięgnę. Na wieczór pełen grozy w sam raz:) Zwłaszcza, że lasy trochę mnie przerażają:p
OdpowiedzUsuńKing trafia do mnie w sposób bardzo wybiórczy. ma kilka ciekawych pozycji, ale niestety w większości nie robią one na mnie wrażenia.
OdpowiedzUsuńWydawcy powinni odpowiadać za takie wstrętne praktyki. Podobnie jak autorzy materiałowych promocyjnych filmów.
OdpowiedzUsuńDo Kinga zabieram się jak pies do jeża, ale może w końcu, kiedyś....
Po "Wielkim marszu" Kinga przeczytałam "Pokochała Toma Gordona", ta pierwsza zrobia na mnie ogromne wrażenie, co do drugiej mam podobne zdanie - niezła, ale zdecydowanie nie najlepsza powieść Kinga.
OdpowiedzUsuńSwego czasu czytałam wszystko, co tylko napisał King, i choć uwielbiałam jego powieści, to ta niezbyt przypadła mi do gustu. Jest właśnie taka, jak napisałaś - bez siły przebicia, bez czegoś "mocnego".
OdpowiedzUsuńA kwestię ujawnienia zakończenia przez wydawcę, cóż... pominę lepiej milczeniem :)
Ostatnio rozglądam się bardziej za książkami dobrymi, autorów, którzy zostali uznani za klasyków. Ciekawe, że panuje opinia, przynajmniej wśród wydawców prozy Kinga, że akurat: "Pokochała Toma Gordona" to książka, którą można "podeprzeć" nowe jego dzieło (tj. jak zostaje wydana kolejna pozycja Kinga, to nie raz i nie dwa napisano, że to autor właśnie tej książki = ta nowa też musi być dobra). A okazuje się, że raczej niekoniecznie. Cieszę się, że szczerze piszesz, co myślisz - dzięki Tobie nie sięgnę:)
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu zakupiłam wyżej wymieniony "Wielki marsz", mam nadzieję, że będzie to dobra proza. Pozdrawiam serdecznie i życzę cudownej, ciepłej jesieni - Herma.
Witaj :) "Wielkiego marszu" jeszcze nie czytałam. A co do powyższej książki - myślę, że jednak warto po nią sięgnąć - choćby dla porównania. Mnie czytało się ją bardzo dobrze i nie uważam tego czasu za stracony.
UsuńPozdrawiam!
Ja pamiętam, że miałam takie sobie odczucia po tej lekturze. Zachwytu nie było, ale rozczarowania też nie. :)
OdpowiedzUsuńNigdy wcześniej nie spotkałam się z tym dziełem Kinga, ale muszę przyznać, że bardzo mnie zaintrygowała historia "Pokochała Toma Gordona", iż mam ochotę poznać ją bliżej. Zapytam więc w mojej bibliotece czy mają ową książkę. Być może mi się poszczęści.
OdpowiedzUsuńpowodzenia :)
UsuńNie czytałam tej książki Kinga, jednak jestem jej ciekawa :) Właśnie dzięki Twojej recenzji :D
OdpowiedzUsuń