Autor: Jacek Piekara
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok wydania: 2010 (to wydanie)
Z Jackiem Piekarą miałam już kilkukrotnie do czynienia. Pierwszy raz, przy okazji lektury Przenajświętszej Rzeczpospolitej, był nieco... przerażający. Było to jakieś trzy lata temu, a do tej pory czuję dreszcz na jej wspomnienie. "Nawrócenie" na Piekarę zafundowała mi koleżanka, podsuwając opowieści o Arivaldzie z Wybrzeża (swoją drogą, cóż za skromne recenzje wtedy pisywałam! może lepiej byłoby zepchnąć je gdzieś w mrok niepamięci?). A od nich do Mordimera Madderina był już tylko mały krok.
To pierwszy tom opowiadający o losach inkwizytora. Spotykamy się z naszym uniżonym sługą w świecie, w którym Chrystus zszedł z krzyża z mieczem w ręku, by siać postrach wśród pogan i heretyków, w którym spotkanie z własnym Aniołem Stróżem raczej nie wróży dobrze, a tropieniem licznych odstępstw od czci i wiary zajmuje się potężna Inkwizycja. Tortury (których szczegółowych opisów oczywiście tu nie brak) to standardowa metoda przesłuchania, narażenie się inkwizytorowi jest podpisaniem na siebie wyroku. Nie stroni się tu od dziwek, rynsztoku i pluskiew, o higienie osobistej raczej mało kto w Hez-Hezronie słyszał, a czarna magia, satanistyczne obrzędy i drobne nadprzyrodzone zdolności to fakt.
Inkwizytor to ktoś, kogo nie chce spotkać się na swej drodze. Obdarzony mrożącymi krew w żyłach umiejętnościami, wyszkolony w walce, rozpoznawaniu fałszu i wielu innych przydatnych mu dziedzinach, jest postrachem zarówno heretyków, jak i zwyczajnych oszustów. Jak przecież wiadomo, ubóstwo jest piękną cnotą, szalenie zresztą pielęgnowaną przez przełożonego biskupa, a dziwki i wino kosztują. Dla kilkuset koron warto czasem zaryzykować głowę i licencję...
W sumie to początkowo miałam mieszane uczucia. Postać Mordimera zdała mi się przekombinowana, całość zbyt wulgarna i obrazoburcza (ach, te wyczulone na praworządność zmysły). A jednak wciągnęłam się bez reszty i chcę jeszcze. Piekara rysuje świat chwilami porażająco namacalny (te lochy, rynsztoki i smród Kostucha!), choć zawieszony w próżni. Postacie są zarysowane ciekawie, z charakterem - nie jest tak, że jest Madderin i zgraja kartonowych sylwetek. Dodajmy do tego, że Piekara jest świetnym ironistą - może nie wytrawnym, czasem popełniającym niesubtelności, lecz mimo to naprawdę dobrym - co daje się odczuć w wielu słowach naszego uniżonego sługi o pracy inkwizytora.
Wszak cel uświęca środki, czyż nie?
Całość tworzy mieszankę niekoniecznie smakowitą, lecz na pewno interesującą dla odpornego na okropności czytelnika. Dla nieodpornego w sumie też - bo taki też przeczyta tę książkę, krzywiąc się i czując wypieki na policzkach, i nie mogąc się od niej oderwać aż do ostatniej strony.
Ja chcę więcej, a Wy?
a ja niestety nie czuję się przekonana do lektury
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rzadko sięgam po fantastykę, ale lubię twórczość naszych rodzimych pisarzy, więc może w tej sytuacji zrobię wyjątek i w wolnej chwili zaryzykuje szansą poznania tej książki.
OdpowiedzUsuńMordimer to największy socjopata, z jakim miałam do czynienia na kartach powieści! Przez jakiś czas mnie fascynował, ale obrzydł mi totalnie, zmęczył... na dłuższą metę jest kompletnie niestrawny:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Muszę w końcu zapoznać się z twórczością pana Jacka, czuję, że to coś dla mnie !
OdpowiedzUsuńKsiążki Piekary są cały czas przede mną. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze książek tego autora, ale jako fanka fantastyki mam je w planach ;)
OdpowiedzUsuńPiekary czytałam tylko cykl o Alicji, który był całkiem niczego sobie. Jeśli tylko upoluje w bibliotece tę książkę to ją na pewno ze sobą zabiorę, bo klimat w jakim pisze autor podoba mi się i koniecznie muszę sprawdzić, czy "Sługa Boży" ma to co mieć powinien ;)
OdpowiedzUsuńMordimera mogę jeść łyżkami - wielbię z całych sił cały cykl inkwizytorski i jestem ślepa na wszelkie jego niedociągnięcia :)
OdpowiedzUsuń