Tytuł: Dzienniki kołymskie
Autor: Jacek Hugo-Bader
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2011
Jadę na Kołymę, żeby zobaczyć, jak się żyje w takim miejscu, na takim cmentarzu. Najdłuższym. Można się tu kochać, śmiać, krzyczeć z radości? A jak tu się płacze, płodzi i wychowuje dzieci, zarabia, pije wódkę, umiera? O tym chcę pisać. I o tym, co tu jedzą, jak płuczą złoto, pieką chleb, modlą się, leczą, marzą, walczą, tłuką po mordach...Gdy ląduję, w aeroporcie pod Magadanem czytam wielki napis: WITAJCIE NA KOŁYMIE - W ZŁOTYM SERCU ROSJI.
Ktoś mógłby się zastanowić, czemu zaczynam od fragmentu wydrukowanego na okładce? Zna go każdy, kto choć miał tę książkę w ręku, słyszał jej zapowiedzi albo czytał recenzje. Nie bez powodu, bowiem słowa te najlepiej obrazują to, co Hugo-Bader zawarł w swoich reportażach z podróży po Kołymie. To opowieści o ludziach - mieszkańcach tych zimnych, nieprzystępnych regionów, małych miasteczek rozsianych w tajdze, gdzie tuż pod powierzchnią ziemi nawet w lecie czai się wieczna zmarzlina. Tamtejsi ludzie są jak ich kraina - twardzi i szorstcy. Każdy z nich nosi w sobie jakąś zwykłą-niezwykłą historię, którą autor spisuje dla czytelnika.
Trakt Kołymski, albo inaczej Trasa, to 2025 kilometrów drogi budowanej przez tysiące zeków - więźniów stalinowskich obozów zagłady, drogi, która stała się ich grobem. Wiedzie przez dzikie, surowe wertepy od Magadanu do Jakucka. Ludzie żyjący tam naznaczeni są piekłem tamtych potwornych czasów, część z nich jeszcze je pamięta. Bo mieszkańców tam coraz mniej - młodzi uciekają na Zachód, w poszukiwaniu lepszego życia.
Po Trakcie da się podróżować wyłącznie autostopem. To droga bardzo niebezpieczna - zwłaszcza, że nadchodzi zima. Na podwózkę można jednak liczyć - pełno jest paputczików, kierowców, którzy chętnie zabiorą ze sobą podróżnika. Niemal zawsze za darmo. A i często dadzą jeszcze coś od siebie.
Kołyma to kraina złota - są tam ogromne złoża nie tylko tego cennego kruszcu, ale i innych. To tam odkryto największą na świecie żyłę srebra. Nie jest to łatwe zajęcie, a wielu poszukiwaczy odsyła swe rodziny na Zachód, bo tu żyć bardzo ciężko.
Hugo-Bader spotyka w swojej podróży wiele niezwykłych postaci. Przez jego reportaże przewija się korowód błatników, a więc typów ze świata przestępczego, przedstawicieli prawa, dawnych zeków, miejscowych oligarchów, a także innych, tych, którzy "Wyspę Kołymę" wybrali na miejsce swojej samotni.
Reportaże podzielone są na trzy części - Syndrom milczenia, Syndrom pola walki i Syndrom towarzysza podróży. Choć jeszcze na początku książki autor zarzeka się, że nie chce wracać do upiornych czasów stalinowskiego terroru - jest to niemożliwe. Opowieści wielu napotkanych ludzi nierozerwalnie wiążą się z wydarzeniami tamtych czasów. Przewija się gdzieś tam usprawiedliwienie, że historie te należy spisać, bo może być to ostatnia ku temu okazja. Wiele w tym racji. Wystarczy przyjrzeć się, z jaką siłą wracają wciąż do autora chociażby Opowiadania kołymskie Warłama Szałamowa, które, po lekturze książki Hugo-Badera, stają się pozycją obowiązkową.
Wład opowiada mi za krzaków, w które runął, idąc się wysikać. Że patrzę na Rosję ze swojego małego, kulawego, europejskiego taborecika i że jak Rosjanie potępią swoją przeszłość, to nic nie zostanie. Historia ich niełatwa. Łatwo obsikać sobie dwa palce – mówi filozoficznie Wład i znowu przewraca się w krzaki.
Jednakże nie tylko o tym opowiadają bohaterowie. Hugo-Bader sięga wgłąb rosyjskiej duszy, odnajdując tam Kołymę taką, jaką widzą jej mieszkańcy, która wyłania się często z oparów szczerości alkoholowej, ale też szczerości towarzysza podróży, obcego, którego nigdy więcej się nie spotka. Kołymę surową, brutalną, twardą jak wieczna zmarzlina, ale jednocześnie dom, jedyne możliwe dla nich miejsce w świecie. Zagłębiając się w lekturze, odnosimy wrażenie podróży w czasie - bowiem im dalej wgłąb tej nieprzystępnej krainy, tym wolniej czas tam płynie. Widać to nie tylko w zacofaniu wielu małych miasteczek, ale też w mentalności ludzi. Przede wszystkim w ich nieufności - sam Hugo-Bader wspomina kilkakrotnie, że nie ma dnia, w którym ktoś nie spytałby wprost, czy jest szpiegiem.
Chciałabym jeszcze wiele powiedzieć o tym zbiorze reportaży-wrażeń, reportaży-gawęd. Zostawię Wam jednak przyjemność odkrywania wszystkich walorów tych tekstów - krótkich, treściwych i genialnych.
Jak dobrze, że ktoś spisał wszystkie te historie.
Koniecznie muszę przeczytać tę książkę i poznać warsztat Jacka Hugo-Badera. ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka od dawna jest na mojej liście życzeń.
OdpowiedzUsuńjuż sam fragment pochodzący z okładki bardzo mnie zaciekawił, mam nadzieję, że niedługo będę miała okazję przeczytać całość :)
OdpowiedzUsuńLubię reportaże, więc chętnie sięgnę po "Dzienniki kołymskie".
OdpowiedzUsuńKompletnie nie moja bajka :-)
OdpowiedzUsuńDlaczego? Nie namawiam, ale może warto choć spróbować? Sama nie spodziewałam się, że się tak wciągnę ;-)
UsuńCzytałam "Białą gorączkę" tego autora i zrobił na mnie duże wrażenie swoją relacją z tego tajemniczego i "nierównego" kraju jakim jest Rosja. Mam nadzieję, że na "Dzienniki kołymskie" też trafię. :)
OdpowiedzUsuńnie do końca książka kwalifikuje się w gatunki, po które chętnie sięgam, więc raczej nie sięgnę
OdpowiedzUsuń