wtorek, 29 listopada 2011

"Potsdamer Platz" - Buddy Giovinazzo

Tytuł: Potsdamer Platz
Autor: Buddy Giovinazzo
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2011
Ocena: 7/10
 
O mafii krążą różne historie. W naszej wyobraźni żyją najrozmaitsze legendy i opowieści - o niewyobrażalnych bogactwach mafijnych rodzin, ich mackach sięgających daleko w głąb świata, który na pozór wydaje się czymś nam dobrze znanym i bezpiecznym, wreszcie - o ich bezwzględności i potwornym okrucieństwie. Kultura karmi się tymi obrazami intensywnie, przetwarzając je na legiony filmów o gangsterach, przyznajmy - nierzadko wątpliwej jakości. Wydaje mi się, że tematyka ta o wiele rzadziej pojawia się w literaturze, przynajmniej w ujęciu od wewnątrz (co nie oznacza, że w ogóle takich książek nie ma).

Książka Buddy'ego Giovinazzo to jedna z tych powieści o mafii "od kuchni". Tony jest jednym z najbardziej zaufanych członków Franchise. Jest młody, bezwzględny i skuteczny. Zostaje więc oddelegowany razem z ze swoim niezrównoważonym kumplem, Hardym, do Berlina, by usprawnić i zabezpieczyć działania przyjaciół z Europy. Jednakże już przy pierwszym zadaniu coś idzie nie tak. Młoda, śliczna dziewczyna, której nie powinno tam być, prześladuje myśli Tony'ego, który... zaczyna łamać zasady.
 
Mam paskudne dreszcze, gdy przypominam sobie tę książkę. 
Nie jest to lektura łatwa w odbiorze. Po pierwsze, utrudnia ją sposób prowadzenia narracji. W akcję dziejącą się w teraźniejszości ni stąd, ni zowąd wplatają się migawki z przeszłości głównego bohatera. Pojawiają się niespodziewanie, płynnie połączona z właściwym wątkiem. Chwilami trudno się nawet zorientować, w jakim właściwie czasie aktualnie się znajdujemy. 
Druga rzecz to samo sedno powieści. Giovinazzo serwuje czytelnikowi okrutne praktyki mafii w całej swojej okazałości. Opisuje je w naturalistyczny, mrożący krew w żyłach sposób. To sprawia, że jest to książka wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. 

Chciałabym jeszcze dodać dwa słowa o psychologizacji postaci Tony'ego. Autor zafundował mu przemianę wewnętrzną, która pchnęła go wielokrotnie do działań niekoniecznie w jego sytuacji rozsądnych, na czym zasadza się cała fabuła powieści. W niespodziewanych retrospekcjach wychodzą na światło dzienne najbardziej tragiczne fakty z przeszłości bohatera, które warunkują właściwie każdy jego ruch. Tony wydaje się skazany na klęskę. 

To specyficzna książka, nie dla każdego. Nie jest to też lektura, przy której można się zrelaksować i odpocząć. Przeciwnie - ja poczułam coś na kształt ulgi, kiedy przewróciłam ostatnią stronę. Jeśli jednak jest to tematyka, która was fascynuje, to śmiało - na pewno się nie rozczarujecie, bo to dobra książka, napisana sprawnie i ciekawie. 

Za Potsdamer Platz dziękuję wydawnictwu Replika.

sobota, 26 listopada 2011

Stosik z wymiany

Dzień dobry! Wczorajsza wymiana na Czytelnisku zaowocowała pięknymi łupami :-) Na zdjęciu poniżej kompletny stos. Było co targać do domu...

 

  • A.C. Clarke, Odyseja kosmiczna 2010
  • M.L. Kossakowska, Więzy krwi
  • J. Verne, tom z dwoma opowiadaniami, których tytuły mi jakoś uciekły z pamięci
  • J. Alex, Powiem wam jak zginął
  • J. Chmielewska, Jak wytrzymać z kobietą
  • M. Kurzem, Maskotka - wygrana na wymiankowej loterii ;-)
  • J. Austen, Mansfield Park
  • N. Gaiman, Amerykańscy bogowie
  • S. Lem, Opowieści o pilocie Pirxie
  • A. Rice, Wywiad z wampirem
  • A. Rice, Wampir Lestat
  • D. Koontz, Trzynastu apostołów
  • A. Ziemiański, Achaja (tom pierwszy)
  • R.L. Stevenson, Wyspa skarbów
  • Zawoalowany smok z serii Forgotten Realms - zdobycz mojego lubego, pasjonata RPG ;-)
  • F. Lenoir, V. Cabesos, Obietnica anioła
  • J. Winterson, Kamienni bogowie
  • J. Vitale, Zagubiony podręcznik życia - ja wiem, poradnik, nie literatura, ale tego typu pozycje podnoszą mnie na duchu ;-)
A tymczasem jestem w połowie Potsdamer Platz - jutro będzie recenzja. A później Mistrz i Małgorzata, przypomnienie na potrzeby zajęć o karnawalizacji literatury. Życzcie mi smacznego!

czwartek, 24 listopada 2011

"Kwiat kalafiora" - Małgorzata Musierowicz

Tytuł: Kwiat kalafiora
Autor: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Rok wydania: (1981)
Ocena: 9/10
[audiobook]
 
Był w moim życiu taki moment, że w Jeżycjadzie zaczytywałam się namiętnie. To było pod koniec podstawówki, miałam dziesięć, może jedenaście lat. Biegałam po lekcjach do szkolnej biblioteki, brałam trzy tomy z serii, czytałyśmy je razem z mamą na wyścigi, a następnego dnia odnosiłam je i porywałam następne. Kiedy docierałyśmy do ostatniej części, następnego dnia zaczynałyśmy od początku. 
Wychowywałam się na książkach pani Małgorzaty, uwielbiałam bezgranicznie, całym sercem, nieodwołalnie. PRL zawsze wyobrażałam sobie taki, jaki opisywała. Gorąco pragnęłam cofnąć się w czasie i widzieć świat taki, w jakim istnieli jej bohaterowie, którzy stanowili dla mnie niemal drugą rodzinę. Kiedy jednak skończyłam pierwszy etap mojej wędrówki przez meandry edukacji, nadszedł czas na inne książki. Przeprowadziłam się w międzyczasie do Poznania i podjęłam studia. Nie będę ukrywać - to, że wybrałam właśnie to miasto, nie było przypadkiem ;-) Teraz, kilkanaście lat później, niespodziewanie nieco, Jeżycjada znów u mnie zagościła. Tym razem w formie audiobooka. I przyznam szczerze, że jestem nieco oszołomiona...

Kwiat kalafiora to trzecia część cyklu. Opowiada przede wszystkim o siedemnastoletniej Gabrysi Borejko. Historia zaczyna się w sylwestra 1977 roku. Gaba, dziewczę wysokie, krzepkie i zdrowe, postanawia w ten wieczór przeistoczyć się, niespodziewanie dla samej siebie, w romantycznego motyla i wybrać na prywatkę do kuzynki Joanny. Z zabawy wyciąga ją nagły, alarmowy telefon, którego powód postawi na głowie całe dotychczasowe życie w jednym z mieszkań secesyjnej kamienicy przy Roosevelta... Oto nagle na barki Gabrieli spadają wszystkie obowiązki pani domu, z upilnowaniem młodszych sióstr na czele. A jeszcze trzeba wykaraskać się jakoś z dwói z fizyki, dogadać z pewnym Januszem i poradzić sobie z wyjątkowo niesympatyczną i napastliwą sąsiadką.

Tak, znam tę książkę na pamięć od lat. Postanowiłam umilić sobie audiobookiem czas, który spędzałam przy sprzątaniu, zmywaniu, gotowaniu, robieniu zakupów i innych czynnościach, wymagających zaangażowania patrzałek. A że był to mój pierwszy raz z taką formą lektury, postawiłam na coś dobrze mi znanego. I wiecie co?
Jestem zachwycona. Zawsze czułam się wzrokowcem, toteż dźwiękowy odbiór powieści jakoś mnie nie przekonywał. Tymczasem to wspaniały sposób, który przez "czytanie" uszami pozwala na zaoszczędzenie mnóstwa, mnóstwa czasu, zapoznania się z jeszcze większą ilością książek i który jest niesamowicie wygodny. Nie znoszę zmywać naczyń, ale z książką w uszach jest o wiele, o wiele przyjemniej. 

A jaki jest Kwiat kalafiora? Cudowny. To ciepła, rodzinna powieść, zarówno dla dorastających dziewczyn, jak i ich matek, babć czy ciotek. I wiem, że istnieją na tej planecie mężczyźni, którym też się podobała. 
Jeżycjada to cała galeria wyrazistych, wspaniałych postaci, których nie da się nie pokochać. Do tego jeszcze niezwykła sprawność językowa autorki jest miodem na moje filologiczno-korektorskie serce. 
Owszem, nietrudno jest przewidzieć przebieg większości wydarzeń. Ale to nie ma znaczenia, bo kiedy czyta się Musierowicz, wszystko w środku rozgrzewa się tak przyjemnie, świat robi się od razu bardziej kolorowy i przytulny.
I od razu bardziej kocha się Poznań, dziś zakorkowany, rozkopany i pogrążony w chaosie. W dodatku to wspaniałe uczucie - znać z własnej codzienności ulice, którymi chadzali Borejkowie i na których toczyły się eksperymenty grupy ESD czy przesiadywać godzinami w bibliotece, w której pracował Ignacy. Chyba znów popadłam w Jeżycjadowy ciąg. I bardzo mi z tym dobrze!

niedziela, 20 listopada 2011

"Letni Domek" - Marcia Willett

Tytuł: Letni Domek
Autor: Marcia Willett
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2011
Ocena: 7/10
 
Chyba każdy marzył kiedyś o miejscu, w którym mógłby odpocząć od zgiełku, problemów życia codziennego, szalonego miejskiego pośpiechu. O, albo zamieszkać gdzieś na wsi. Mieć mały domek z ogródkiem, ciszę, zieleń wokół, sąsiadów-przyjaciół. I jednocześnie być blisko ludzi, których bardzo się kocha. 
Ja mam takie marzenie, już od lat. I czytając tę powieść gdzieś w środku poczułam przez ułamek sekundy, że ono się spełniło.

O czym jest ta historia? Matt, młody pisarz po fantastycznym debiucie, szuka natchnienia. Wciąż dręczy go jednak pisarska bezpłodność, a w dodatku odkrywa, że nie wie wszystkiego o swojej rodzinie, dawno już rozbitej. Wcześnie stracił ojca, korespondenta wojennego. Matka po jego śmierci zaś załamała się zupełnie, tracąc rozum. Matt wychowywał się więc razem z siostrą, Imogen, pod opieką ciotki Lottie - słodkiej, kochanej osoby. 
Teraz Matt mieszka w Londynie, a Lottie, razem z przyjacielem, starym Milo, mieszkają właśnie na wsi. Tuż obok ich Rezydencji, na tej samej posesji, stoi właśnie Letni Domek.

Długo zbierałam się do lektury, niewiele krócej czytałam, a teraz długo zastanawiam się nad tym, co właściwie powinnam napisać o Letnim Domku. Bo uczucia mam w zasadzie nieco mieszane, przy czym wynika to raczej z moich gustów czytelniczych niż z jakości książki, bo tej nie można jej odmówić.

Jeżeli szukacie wartkiej akcji, dreszczyku niepokoju, zawikłania trudnego do wyjaśnienia - tutaj tego nie znajdziecie. Owszem, zdarzają się konflikty, tajemnice, kłopoty - ale wszystkie przemijają jak zły sen. Ta powieść niesie ze sobą zupełnie inną wartość. To historia rodzinnego ciepła, pięknych relacji między bliskimi sobie ludźmi. Lektura wspaniale koi skołatane nerwy i odpręża, pozwala zapomnieć o zgiełku życia codziennego, rozmarzyć się i uśmiechnąć spod ciepłego koca i zza kubka kakao.

Skąd więc u mnie taka ocena? Chyba właśnie z powodu mojego gustu. Mimo wszystko lubię, kiedy dzieje się dużo i szybko. Letni Domek to bardzo miły przerywnik między takimi właśnie książkami, jeżeli więc ktoś lubi takie kojące, ciepłe, przyjazne powieści, to gorąco polecam. Nie ma tutaj żadnych fajerwerków, życie toczy się spokojnym, szerokim rytmem, jak leniwa rzeka, której donikąd się nie spieszy. I według mnie to jest największy czar tej książki - pomaga znaleźć chwilę spokoju w tym zabieganym świecie.

Za Letni Domek dziękuję bardzo wydawnictwu Replika.

 

piątek, 11 listopada 2011

"Dom kości" - Graham Masterton

Tytuł: Dom kości
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Replika
Rok wydania: 2011
ISBN: 978-83-76741-24-6
Ocena: 9/10

Aż wstyd się przyznać, ale to moje pierwsze spotkanie z Mastertonem. Z pewnością jednak nie ostatnie. Dom kości wciągnął mnie niesamowicie, na szczęście tylko w przenośni... 

Ale po kolei.
Johna, osiemnastolatka z jednym małym syfkiem koło nosa, życie zmusza do podjęcia nowej pracy w firmie zajmującej się handlem nieruchomościami. Już w pierwszy dzień chłopak naraża się szefowi, panu Vane. Zostawiony bowiem sam w biurze, ulega natarczywemu klientowi, wydając mu klucze do jednego z domów. Szybko okazuje się, że popełnił błąd - dom bowiem figuruje na specjalnej liście pryncypała, liście ofert, którymi zajmuje się osobiście, a do których inni nie mają prawa dostępu.
Następnego dnia okazuje się, że klient, któremu John wydał klucze, zaginął w tajemniczych okolicznościach. Równocześnie w wiadomościach podają informację o budynku, w którego ścianach podczas wyburzania znaleziono kilkadziesiąt ludzkich szkieletów. Chłopak szybko kojarzy fakty - ten dom również znajduje się na liście pana Vane'a...

Jedyne, czego żałuję po lekturze, to fakt, że ta książka jest taka krótka. Czyta się ją szybko, akcja jest bardzo dynamiczna, wciąż coś się dzieje. Autor po mistrzowsku dawkuje napięcie, a skoro mnie skóra cierpła i serducho waliło - to znaczy, że książka jest rewelacyjna. Jedna z najbardziej trzymających w napięciu historii, jakie czytałam ostatnimi czasy. To jest fascynujące, takie przetworzenie najgorszych koszmarów, jakie może wytworzyć nasz umysł, i stworzenie z tego genialnej powieści grozy. 

A na deser do książki dołączone są trzy opowiadania - Szara Madonna, Kształt bestii oraz Pośpieszny Potwór. Nie będę przybliżać ich treści, powiem tylko, że robią ogromne wrażenie. W końcu trudną sztuką jest zmieścić na niewielu stronach tyle grozy i przerażającego napięcia, że później trudno zasnąć...

Na koniec jeszcze mała zapowiedź - już za jedenaście dni na rynku, nakładem wydawnictwa Replika,  pojawi się nowa książka Mastertona - Krzywa Sweetmana. Miałam okazję zapoznać się z nią, niestety bardzo pobieżnie. I nie mogę się doczekać, aż przeczytam ją porządnie ;-)
Za Dom kości dziękuję bardzo wydawnictwu Replika.

piątek, 4 listopada 2011

"Człowiek, który pokochał Yngvego" - Tore Renberg

Tytuł: Człowiek, który pokochał Yngvego
Autor: Tore Renberg
Wydawnictwo: Akcent
Rok wydania: 2011
ISBN:  978-83-62180-31-8
Ocena: 8,5/10 

Wyobraźmy więc sobie, że nie ma jeszcze Unii Europejskiej, istnieje Związek Radziecki, a Nirvana zaraz będzie święcić triumfy ze swoim Smells like teen spirit. Jest rok 1990, Stavanger w Norwegii. Wszędzie wokół dzieje się historia, a Jarle ma siedemnaście lat, przetłuszczoną czuprynę, świetną dziewczynę i jest zagorzałym komunistą, jak jego przyjaciel Helge. Razem grają w punkowym zespole, przeklinają, palą papierosy i imprezują. Ot, uroki dorastania w tych burzliwych, nie da się ukryć, czasach. 
Aż któregoś dnia w szkole pojawia się Yngve.
Czasem wydaje mi się, że on żył poza czasem, może rzeczywiście tak było? Niektórzy ludzie zdają się opierać jakimkolwiek wpływom. (...) Niełatwo było znaleźć w nim przeszłość czy teraźniejszość. Boris Becker? Tak. Simon le Bon? Owszem. Ale cóż oni dla niego znaczyli, w porównaniu ze znaczeniem, jakie The Smiths czy Marks mieli dla takich osób, jak Helge i ja? Niewiele. Nie, to wszystko się od niego odbijało, a on stał sam, z uśmiechem na wykrzywionych w dół ustach, z długimi, białymi palcami dotykającymi warg, z wielkimi oczyma, i wypowiadał swoje proste, ponadczasowe zdania. 
Niewiele jest w powieści samego Yngvego, jednakże jego istnienie kładzie się cieniem na wszystkich wydarzeniach. I cóż? Właściwie to historia o miłości - jedna z tych, które tak bardzo przypominają nasze zwyczajne, szczenięce zauroczenia. Renberg w swojej książce pokazuje siłę takiego młodzieńczego uczucia, jak przewala się przez życie jak tornado i wywraca wszystko do góry nogami. Zakochany umysł szaleje, znika rozum i trzeźwe myślenie, a zaczynają dziać się rzeczy, których konsekwencji się nie spodziewamy. A że i Jarle, i Yngve to chłopcy? To nie ma żadnego znaczenia.

Jakaś dziwna delikatność miesza się w tej powieści z wulgarnością popisujących się siedemnastolatków. Powieść miejscami eteryczna, bardzo subtelna, na następnej stronie wali ciężką rurą przez głowę. To tylko świetnie obrazuje, jak wiele gry i udawania jest w nas wszystkich. Mówi się przecież, że kiedy wejdziesz między wrony... Z drugiej strony, czy to nie przesada? Chwilami zgrzyta coś zbyt głośno. 

Ale przecież czytając wędrujemy przez całą gamę emocji. Przeżywamy każde zauroczenie, zakochanie, każdą pojedynczą katastrofę tak silnie, jak to opisał autor, bo zrobił to świetnie. A w tle naprawdę dobra muzyka. I snuje się dym z czerwonych Marlboro.

czwartek, 3 listopada 2011

Stosik listopadowy

Dobry wieczór! Nastąpił mały lekturowy przestój, tymczasem uzbierał mi się nowy stosik. Chętnie się nim pochwalę ;-)


Od góry:
  • Linia marzeń - Siergiej Łukianienko (książka mojego lubego, którą z przyjemnością przeczytam; dorzucił mi do stosiku)
  • Letni domek - Marcia Willet
  • Dom kości - Graham Masterton
  • Potsdamer Platz - Buddy Giovinazzo
  • Człowiek, który pokochał Yngvego (czytam właśnie, jutro będzie recenzja!)
  • Traktat o łuskaniu fasoli - Wiesław Myśliwski
Książki z Repliki to prezent od wydawnictwa na zakończenie stażu, recenzje z pewnością się tu pojawią.
Uciekam, by zrobić sobie herbatę i poczytać. Miłego wieczoru!